Monday, September 26, 2011

Sajgon - po polsku

Z notatek z podróży...

Sajgon przywitał mnie tropikalnym deszczem, ale zanim dojechałam do hotelu niebo się przejaśniło i wyszło słońce. Po 24h podróży i pierwszym szoku temperaturowym, doceniłam chłodny prysznic i wiatrak w pokoju. Po mimo tego, że sam pokój rarytasem nie był. Pierwszy raz nocowałam w pokoju bez okna, z zamkiem w drzwiach, którego prawie nie było. No ale skoro rzekło się A i przyleciało się do Wietnamu, trzeba przyjąć z dobrocią inwentarza.


Wietnamczycy wydali mi się bardzo przyjaźni. Nie mam doświadczeń w podróżowaniu w Azji, jedynie to, co przeczytałam tu i ówdzie, więc i doświadczenie moje jest niewielkie. Europy nie ma co porównywać... A opinie jakie można usłyszeć i przeczytać o Wietnamczykach są skrajnie różne.
Owszem, zaczepiają na ulicy, ale nie nachalnie. Jak na pierwszy rzut, wszyscy byli mi bardzo pomocni i starali się jak mogli pomóc mi w komunikacji. Poniżej żywy dowód:
na pętli autobusowej w centrum, próbowałam się zorientować jak mam dostać się do Can Tho. Nie chciałam korzystać z autobusów turystycznych z hotelu, ze względu na cenę i na doświadczenia, które chciałam na własnej skórze poczuć. Kiedy już się połapałam co jest informacją, podeszłam do kilku urzędników z moim podręcznym słowniczkiem wietnamskiego i zaczęłam pokazywać o co mi chodzi. Jeden z panów popatrzył na mnie i na słowniczek, wziął ode mnie mój różowy notesik i zapisał i potrzebne informacje.. po angielsku (!) Gdybym siedziała, to zapewne spadłabym z krzesła. Najwyraźniej nie czuł się na siłach mówić, ale napisał przepięknie!


Najgorsze w pierwszych dniach było dla mnie to, że nie powinnam jeść owoców, ani lodów. A tu żar z nieba i właśnie owoców się chce. Również znalezienie miejsca ze schłodzonymi napojami nie zawsze było proste, lub wręcz niełatwe. Mnóstwo przydrożnych straganów oferujących jedzenie i napoje, ale zero lodówek.

A jak się człowiek zapuści w malutkie, wąskie uliczki, gdzie białego człowieka normalnie nie spotkasz, to zauważysz jak Wietnamczycy Ci się przyglądają z ciekawością. Wiele ciekawych scenek z życia można zaobserwować, a ja stwierdzam, że nie nadaję się na fotografa. Nie mam odwagi robić zdjęć ludziom, żeby uwiecznić co ciekawsze momenty. Nie mam odwagi naruszać prywatności tych ludzi. W mojej głowie, to tak jakby ktoś w Polsce na targu przekupki fotografował jak się wykłucają. Z pewnością zaraz by go pogoniły, że się z nich naśmiewa. Bo niby co przy straganie jest do fotografowania ciekawego...? A poza tym najpierw trzeba się zaprzyjaźnić, zapytać o pozwolenie..?

Teraz żałuję, że nie byłam bardziej wścibska. Przynajmniej się naoglądałam do woli, wszystko wyglądało przepięknie. Każda uliczka tematycznie z innymi towarami. Są więc warzywniaki, owocniaki, mięsne, jadłodajnie, motorownie, turystyka itd. itp..Tak, mięso leży powietrzu, bez lodówek. Wszelkiego rodzaju mięso, do wyboru do koloru. Jest to zawsze towar jednodniowy, więc mimo wszystko zawsze świeży. Przynajmniej na początku dnia ;).
Najpiękniej wyglądają oczywiście warzywa i owoce, wszystkie świeżutkie i soczyste. I do tego kobiety ubrane w tradycyjne, kolorowe stroje i spiczastych czapkach. Pięknie!

I ta różnorodność jedzenia. Co wózek to coś innego. Co stragan to kompletny odlot! Gdybym miała odwagę, spróbowałabym wszystkiego. Ale póki co nie mam. Pierwszego dnia nie mam...


Muszę przyznać, że odnalazłam się w Sajgonie całkiem nieźle. Przechodzenie przez ulicę to niemal przyjemność. Wszystko tak płynie, nic się nie zatrzymuje bo wszyscy są w ciągłym ruchu, żyje własnym życiem, a ja razem z nimi wszystkimi.. i przechodzę płynnie na drugą stronę. Przede mną płynie, za mną płynie, a ja przechodzę. Jest w tym szaleństwie jakaś harmonia. Dlaczego w Europie tak nie możemy?
Mamy narzuconych tyle zasad, a jednocześnie całkowity paraliż komunikacyjny.
W Wietnamie wszyscy ze wszystkimi rozmawiają na ulicy, w ruchu. Rozmawiają klaksonami, rozmawiają bezpośrednio. Klakson jest nieodłącznym efektem dźwiękowym ulicy, mówi "uwaga jadę", "uwaga jestem blisko", "uwaga wyprzedzam", "ustąp pierwszeństwa". Jest w tym szaleństwie metoda.

A zaczepki? "Hello" "How are you" "What's your name?" "Need bicycle?" "Where are you going?"... wystarczy się uśmiechać, albo mrugnąć okiem.. i już wiedzą, że nie skorzystam :).

I jeszcze kilka zdjęć..





No comments:

Post a Comment